25/02/2019

"Każdy kraj ma swój sekret". A jaki jest sekret Polski według Netflixa?

              Przyznam, że na polski serial Netflixa czekałam. Media podsycały nie tylko zainteresowanie, mającą powstać produkcją, ale też nakręcały całą machinę oczekiwań. W końcu amerykański gigant streamowy to jakby przedsionek Hollywoodu, a już na pewno centrum kultury Zachodu, której członkami chcielibyśmy być. W każdym razie, fakt, że czerwone N dostrzegło polskich twórców, w jednej chwili podniosło opinię wielu na temat rodzimego przemysłu audiowizualnego o kilka oczek w górę. Nie bez znaczenia w kreowaniu takiego entuzjazmu był światowy sukces Zimnej Wojny. Jednak, jak to bywa, ostudzenie przyszło wraz z wypuszczeniem 1983 na rynek. A konkretnie na 193, bo w tylu krajach emisja jest dostępna. Podczas gdy, być może, jeszcze nie wszyscy abonenci platformy zdążyli się zorientować, że produkcja ujrzała światło dzienne, te same, wyżej wspomniane źródła zdążyły wylać wiadro zimnej wody na głowy rządnych  wielkiego bumu zapaleńców. Krótko mówiąc, puentą zostało stwierdzenie, że właściwie to wyszło jak zawsze. Niektórzy skusili się dodać, iż Netflix słynie z zaledwie kilku perełek, a większość jego zasobów to podobne temu szmiry. 
               Zgodzę się, w tak rozbudowanej ofercie nierealne jest, żeby każda pozycja była najwyższych lotów. Sama potrafię wymienić te niekoniecznie interesujące lub te ewidentnie niedorobione, a serwowane przez ową domenę. Ideałów nie ma.  Wracając do meritum, postanowiłam przekonać się na własne oczy, jak finalnie prezentuje się polska kropka na netfliksowej  mapie świata. Poszło szybciej niż myślałam. Nawet wytykane palcami przez recenzentów dialogi nie były dla mnie mankamentem aż takiego kalibru, żeby drastycznie wpłynęły na całokształt. Może dlatego, że gorsze, karykaturalnie sztuczne funkcjonują w znacznym procencie rodzimych seriali telewizyjnych. Poza tym, nie oszukujmy się, w lubianych amerykańskich produkcjach to nie poeci pracują przy rozpisaniu scenariusza. Sęk w tym, że nasze uszy są bardziej tolerancyjne dla języka obcego, bo najzwyczajniej jesteśmy w nim mniej obeznani i nie tak łatwo wyłapujemy wszystkie niuanse jak w mowie ojczystej. W tym przypadku, usprawiedliwieniem może być fakt, że oryginalny tekst serialu powstał po angielsku, a następnie został przełożony na nasz język. Ale, co oprócz tego…? 


                     Gdy Polacy wychodzą z ekranową twórczością poza granice własnego kraju, nikt nie jest zaskoczony, że najpewniej będzie to obraz ku krzewieniu pamięci zbiorowej dotyczącej naszych trudnych, pełnych martyrologii, ale też niezłomności dziejów narodowych. Wykorzystujemy je w sztuce równie często, jak często później tworzymy afery i polemiki z nimi związane. Wydaje się, więc, że Joshua Long czerpiąc w swoim projekcie z panującego przed laty w Europie Wschodniej komunizmu, wybrnął z grząskiego gruntu zwinnie, kreując wizję political fiction. Ukazana fabuła to świat jakiego w prawdziwej  historii Polski nigdy nie było i nie ma. Owszem, to co widzimy na ekranie, nie wzięło się z powietrza, jednak jest to zupełnie alternatywna, oderwana od rzeczywistości Polska. Powiedziałabym, iż zaprojektowana od podstaw przestrzeń, to pewnie uniwersum prawdziwych krajów czy miast. Hybryda, która równie dobrze mogłaby odnosić się do każdej innej powierzchni geograficznej.
                    Nasza ojczyzna według Netflixa to stolica państwa totalitarnego, gdzie wszystko podlega woli i kontroli rządu. Wolność i prywatność są definiowane jako posłuszność organom władzy, gdyż według doktryny tylko partia jest w stanie zapewnić jednostce bezpieczeństwo, nawet jeśli stosowane metody są zamachem na pryncypialne prawa człowieka. Jednym słowem antyutopia. Z drugiej strony, przez 8 sezonów widzimy Warszawę industrialną, nowoczesną, co ciekawe multikulturową.  Na domiar wszystkiego, dzięki mieszkającym tu Wietnamczykom, zyskaliśmy nie tylko egzotyczną dzielnicę zwaną “Małym Sajgonem” serwującą azjatyckie specjały, ale przede wszystkim staliśmy się zaawansowaną technologicznie kolebką kontynentu, nadto będącą w posiadaniu broni jądrowej. Kuszące? Dla bohaterów, którzy ponieśli ofiarę takiego porządku niekoniecznie. Bo co jeśli ceną tego wszystkiego jest prawda? Co jest lepsze, wygodne życie, czy świadome życie? 
                              W 1983 intryga została zgotowana naprawdę misternie. Niedopowiedzenia, zwroty i dynamika akcji... Scenarzysta nie ma oporu pogrywać z widzem wpuszczając go w tzw. maliny, dezorientując, czy też wystawiając naszą czujność na próbę. Cały obraz nie byłby nie tyle intrygujący, gdyby postacie były wykreowane jednowymiarowo jak na niezobowiązującą opowieść przystało, gdzie podział na “dobry - zły” jest wyraźny. Nic z tego. Tutaj każdy to człowiek z krwi i kości. Nie ważne kto kim jest, doskonale zna smak zemsty, poświęcenia, nienawiści, miłości... Za zachowaniem każdego z nich stoi jego osobista logika, doświadczenia, które go zbudowały. Bezwzględne okrucieństwo miesza się z troską, szlachetne pobudki z osobistymi porachunkami. Nie ma drogi na skróty. Bohaterzy są złożeni, fabuła zawiła, widz zadziwiony. Bowiem, serial nie opiera się na jednym wątku. W tle dzieją się też inne wydarzenia. Choć w pierwszym sezonie patrzymy na nie z pobłażaniem, zbyt skupieni na meritum, dość prawdopodobne, iż to one mogą wywrócić cały przebieg wydarzeń do góry nogami. Inną sprawą jest to, że takie nagromadzenie wydarzeń w zaledwie ośmiu odcinkach, wprowadza lekki chaos i chwilami ciężko nadążyć, co w aktualnej chwili się tam rozgrywa. Nie zabiera to przyjemności z oglądania, aczkolwiek wygląda tak, jakby chciano “wepchnąć” do fabuły jak najwięcej w obawie przed tym, że szansy na pokazanie tego w drugim sezonie może nie być. Ostatni odcinek zakończył się cliffhangerem, co daje nadzieję na kolejną transzę. A od strony wątków, które nie doczekały się finału, 2 sezon ma bardzo duży potencjał, aby utrzymać poziom i ciekawość odbiorców na przynajmniej takim samym poziomie, co debiut. 



                          Pozostaje jeszcze najbardziej sporna kwestia, a mianowicie dobór obsady i techniczne wykonanie. W naszych umysłach zakorzeniona jest raczej negatywna opinia o polskich twórcach. Co prawda, weszliśmy w okres, w którym się to bardzo powoli zmienia. Jednak, jak już wbijemy sobie do głowy, że aktorzy serialowi w tym kraju grać nie umieją to żadna siła nie przekona nas, by dać szansę i zobaczyć jak ten ktoś wypadł w nowej produkcji. Tutaj, zniechęcenie padło pod adresem Maćka Musiała, który mocno kojarzy się głównie z Rodzinką.pl lub użyczaniem wizerunku na poczet reklam tudzież programów rozrywkowych. Otóż, z jakiejkolwiek odległości by się przypatrzeć,odważę się powiedzieć,, że wbrew ogólnie przyjętej ocenię nie położył znacząco swojej roli. Zresztą, postać Kajetana Skowrona jest sama w sobie specyficzna. Obok niego na ekranie widzimy całe grono młodych, początkujących aktorów, jak i również znanych w branży: Chyra, Więckiewicz, Olszówka, Błaszczyk, Zbrojewicz, Lubos, Zborowski...Inną ważną częścią produkcji jest wykonanie techniczne oraz scenografia. Imponujące jest stworzenie urządzeń technologicznych, które nie istnieją w prawdziwym życiu, starannie dobrane plenery oraz wnętrza. Na marginesie, trochę smutne jest, że dla stworzenia jednej, modernistycznej, bogatej w ciekawe miejsca Warszawy trzeba zjechać całą Polskę, bo jedno województwo nie jest w stanie zapewnić dostatecznie “filmowej” scenerii. W nawiązaniu do wpływu ekipy i anturażu na całość projektu, przychodzi mi na myśl Belle Epoque - kosztowna produkcja TVNu  sprzed kilku lat, której wolałabym nie pamiętać. Największym bólem było to, iż  gromadziła całkiem zacne nazwiska, dysponowała gigantycznym budżetem, zarys fabuły też dawał pole do popisu, ale efekt końcowy był miażdżąco zły, bo wszystko zostało wykonane z kija i papieru. O tą kwestie w 1983 nie musimy się martwić. Jest momentami bardzo dobrze, momentami przyzwoicie, bez żenady.

                            Losy polskiego serialu są zależne od decyzji amerykańskiej platformy oraz wyników oglądalności na całym świecie. Dla tych z wielkimi ambicjami na międzynarodowy fenomen...nie czujcie się zawiedzeni. Nie wydaję mi się, żeby założenia realizatorów skupiały się od razu na dorównaniu światowym hitom Raczej nie takie są też oczekiwania samego Netflixa. Dowodem na to jest chociażby nikła promocja tego tytułu, w porównaniu z flagowymi propozycjami witryny, jak np. wypuszczony w tym samym roku Maniac. Także, do ekranów! Najlepiej pozwolić sobie na wyrobienie własnego zdania, niż powielać cudze. Nigdy nie wiadomo, na ile jest zgodne z naszym.

5 komentarzy:

  1. Świetna recenzja :) serial z pewnością obejże, zwłaszcza że zdjęcia były kręcone w Lublinie, a do tego miasta mam szczególny sentyment :)
    pozdrawiam,
    pkowalczuk

    OdpowiedzUsuń
  2. Swietna recanzja. Bardzo przyjemnie sie czytało :D Co prawda na założenie Netflixa wciaz brakuje mi czasu, co nieustannie krytykuje mój chłopak i wciaz mnie do tego namawia :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jest teraz tyle różnych telewizji, i niestety w żadnej nic konkretnego nie ma do oglądania. Większość to powtórki

    OdpowiedzUsuń
  4. W końcu coś Polskiego, na to czekałam! <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Pierwsze słysze. Ale fajnie widzieć że powstał w ojnxu jakiś polski serial. Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń