15/03/2019

Sztuka obroni się sama? W ,,Velvet Buzzsaw" na pewno!

    Nie oglądam horrorów. Tak naprawdę nie wiem, czy widziałam jakikolwiek, pomijając te z początków kina, które były zaledwie prototypami tego, co dziś ten gatunek ma do zaoferowania. Oczywiste, że im starsza produkcja, tym mniej przekonuje i  mniej pobudza wyobraźnie widzów. Powód iście prosty. Technika idzie do przodu. To co wydawało się przerażające 60 lat temu, dzisiaj będzie odbierane jako karykatura. W końcu, pierwsza mrożąca krew w żyłach scena w historii kinematografii, w trakcie której widownia wpadła w panikę,  przedstawiała… nadjeżdżający pociąg. Tym samym w 1895 roku bracia Lumière, zostali nie tylko “ojcami-założycielami” dzieła filmowego, ale też pierwszymi twórcami, którzy nieświadomie, lecz za to skutecznie zaaplikowali swoim widzom konkretną dawkę adrenaliny. Później nie było wcale inaczej. To co w zamiarze miało bawić, finalnie przyprawiało o zawał serca. Ostatecznie w XX wieku okazało się, że dobre źródło inspiracji stanowią powieści gotyckie. Ich adaptacje, ekranizacje, czy reinterpretacje to korzenie  filmów grozy. Gdyby nie pióro Mary W. Shelley nie zobaczylibyśmy na ekranie przerażających monstrum, wyobrażenia o krwiożerczych wampirach zawdzięczamy Williamowi Polidori oraz Bramowi Stokerowi, który powołał do życia samego Drakulę. Nieoceniony wkład w ten gatunek wniósł również Edgar Allan Poe budując skrzętnie motyw suspensu w swoich, później adaptowanych, dziełach. Wniosek z tego taki, iż co prawda zmienia się świat i ludzie, ale utarte w sztuce motywy, niezależnie od upływu czasu, nadal się sprawdzają. Jednakże, ta nieśmiertelność oparta jest nie tylko na tym, iż niosą one za sobą jakieś uniwersum. Istotne jest również to, że do gotowego ,,szkieletu” twórcy potrafią dodać od siebie nową jakość i ożywić go na nowo. Tylko nikt nie powiedział, że za każdym razem będzie to udana próba. 


Z Velvet Buzzsaw, filmem Dana Gliroya miałam okazję zapoznać się przypadkowo. Skusił mnie temat sztuki i szczerze mówiąc stwierdziłam, że im mniej wiem o fabule, tym ciekawszy będzie to seans. Sam zwiastun nie opiewał bynajmniej w sceny, które by miały spędzać mi sen z powiek, choć jak głosi dyskrypcja jest to horror. Zaczynając, jednak od początku…
Już od pierwszych scen bije rozmaitością barw, gwarem i swego rodzaju przerysowaniem w zachowaniach postaci. Gdyby nie znać kraju produkcji, śmiało można posądzić o nią Hiszpanię lub Amerykę Południową. Jednak, nic z tych rzeczy. Obok Jake’a Gyllenhaala na ekranie widzimy m.in Johna Malkovicha, Toni Collette czy Rene Russo, a akcja rozgrywa się w samym sercu próżnego i żądnego sukcesu Los Angeles. Trzeba przyznać, iż wizualnie kadry prezentują się ciekawie ze względu na zachowaną estetykę, różnorodność kolorów czy kadrowanie. W końcu o plastyce i percepcji tu mowa. W założeniu twórców, oparcie fabuły o klimaty związane z malarstwem miały nieść głębszą myśl. Bowiem, jest to powtórka z lekcji historii na temat idei sztuki okraszona morałem, który nie tylko wkłada film na półkę z kategorią ,,horror’’, ale przede wszystkim wbija szpilę współczesnemu, materialistycznemu  światkowi sztuki. Bezdyskusyjnie sam pomysł posiada potencjał. Jednak wykonanie to oddzielna kwestia. 
Ciekawy scenariusz, dobrzy aktorzy, gigantyczny budżet, czyli zdaje się wszystko czego potrzebuje świetna produkcja. Jak wspominałam, mam znikome doświadczenie jeśli chodzi o ten gatunek, więc tym bardziej mogę stwierdzić, że używanie w przypadku  propozycji Gliroya  określenia film grozy, bądź nawet thriller jest nadużyciem. Swoją drogą, zastanawiam się czy nie było to ostatecznie zamierzone, by uzyskać coś na wzór pastiszu. Ciężko mi sobie wyobrazić, iż na etapie realizacji montażu nikt nie zorientował się, że komputerowo naniesiony płomień nie wygląda profesjonalnie, upiory wychodzące z ram obrazów są śmieszne w swej prostocie, zamiast straszne, a scena urwanej ręki...Serio? Nie wiem, czy ze względu na braki ekonomiczne czy niedociągnięcia w pracy scenografów, ale wszystko, co miało składać się na mroczność tej produkcji, było przeraźliwie żenujące. Chyba lepiej byłoby dla wszystkich, gdyby te sceny pozostały dostarczone widzom w domyśle. Autorzy zaoszczędzili by sobie kompromitacji, a wyobraźnia widzów wykreowała by te sceny bardziej wiarygodnie jak na horror przystało. 
Oprócz głównego wątku, jesteśmy świadkami pobocznych zdarzeń rozgrywających się w życiu prywatnym bohaterów. Fakt, że każdy z nich ma swoją przeszłość, wady i osobowość jest akurat plusem. Aktorzy (chyba jako nieliczni) wywiązali się ze swojej pracy sumiennie, co widać szczególnie w postaciach granych przez Gyllenhaala i Russo. Bohaterowie poboczni również postaciowo jak i aktorsko wnieśli do fabuły więcej niż można się spodziewać. Każda postać to składnik akcji oraz odmienne spojrzenie na rozgrywające się wydarzenia. Jednakże, skupienie uwagi na relacji Josephina-Morf przez ¼ filmu było nie tylko zbędne, nic nie wnoszące, ale przede wszystkim na tyle pokręcone, że zastanawia mnie kto i po co wpadł na pomysł takiego wykreowania tej dwójki. 
Nie umiem trafnie podsumować tej 1h 50 min. Mam wrażenie, że ta główna moralizatorska idea została trochę przytłoczona przez całą resztę. Przeciętny widz, raczej niekoniecznie będzie chciał poddać się, aż tak głębokiej refleksji nad tym, co zobaczył, by dotrzeć do sedna. Prawdopodobnie, jego oczekiwania oscylowały wokół wieczoru z dreszczykiem, na co liczyć się nie powinno włączając akurat ten tytuł. To nie tak, że było całkiem nudno i nieciekawie. Mimo wszystko, oglądając czeka się na finał.  Z jednej strony działo się dużo, z drugiej równie wiele zabrakło. Miało przerażać, a więcej było czarnego humoru, komizmu postaci oraz ironicznego uśmiechu. Mam nadzieje, że wszystkie te reakcje zostały jednak zaplanowane przez twórców. Lepiej jest uważać Velvet Buzzsaw za prześmiewczą satyrę na dość poważny temat konsumpcjonizmu, niż horror/thriller klasy C. A więc… pozostaje tylko zmienić etykietkę z kategorią zawartą w opisie produkcji.





4 komentarze:

  1. Ja również nie oglądam horrorów. Zostałam kiedyś zmuszona do obejrzenia jednego i od tego czasu już nigdy więcej :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej, dziękuję za odwiedziny. Widzę, że u Ciebie panuje magiczny i artystyczny klimat <3 Super! Kolejna pozycja na mojej liście ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Super recenzja. Muszę obejrzeć ten film, żeby się przekonać, co o nim myślę :)

    OdpowiedzUsuń