28/07/2018

Miał być ślub...a nawet cztery

  Jesienno-zimowe wieczory mają to do siebie, że nastają bardzo szybko, a produktywność naszych szarych komórek po całym dniu obowiązków drastycznie spada. Mój umysł domaga się relaksu, czegoś przy czym zbytnio się nie natrudzi, ale w sposób aktywny zażyje należną dawkę rozrywki. Na tą okazję składuję książki z kategorii lekkie i przyjemne, a jako że nigdy nie przepadałam za fantastyką pozostaje mi niezobowiązująca beletrystyka obyczajowa. Z myślą o takich okolicznościach okazyjnie nabyłam poniższą pozycję.

  Rachel Hauck - Suknia ślubna
 Charlotte jest właścicielką eleganckiego salonu mody ślubnej w Birmingham. Wyszukiwanie niezwykłych sukien dla panien młodych to jej pasja. I dar. Ale gdy sama zostaje narzeczoną, nie potrafi znaleźć dla siebie sukni. Nie potrafi czy nie chce? A może rzecz w tym, że zamierza poślubić niewłaściwego mężczyznę?
Szukając odpowiedzi na te pytania, Charlotte nieoczekiwanie dla nie samej kupuje na aukcji charytatywnej stuletni zniszczony kufer. Wewnątrz znajduje suknię ślubną. Skąd się tam wzięła? Dla kogo została uszyta?
Charlotte próbuje zbadać historię sukni. Odnajduje kobiety z nią związane. A to nie pozostaje bez wpływu na jej życie. Emily w 1912 roku. Mary Grace w 1939. Hillary w 1968. I Charlotte w 2012. Cztery kobiety i jedna suknia. Historia każdej z nich mówi o miłości, wierze, odwadze. O zaufaniu i przeznaczeniu.*


  Na wstępie muszę powiedzieć, że od jakiegoś czasu szerokim łukiem omijam przesłodzone romanse, które jak powszechnie wiadomo kończą się żyli długo i szczęśliwie, odjechawszy na białym rumaku w stronę zachodu słońca (ok przesadziłam, zachód słońca to akurat motyw nie z tej bajki), a dalszy rozwój fabuły można przewidzieć już po kilku stronach. W tej propozycji zaintrygowała mnie wielowątkowość na różnych płaszczyznach czasowych i wymagająca rozwikłania zagadka pochodzenia tytułowej sukni ślubnej…
    A jeśli już jesteśmy w klimatach sakramentalnych związków, wypada wspomnieć, że wydawcą książki jest wydawnictwo “Święty Wojciech” a sama Hauck przywiązuje ogromną wagę do własnego wyznania. Z tego powodu na próżno szukać opisów rodem z Pięćdziesięciu twarzy Greya, choć wierzący bohaterowie nadal pozostają ludźmi z krwi i kości, bez przesadnej nobliwości. Nikt nie popada w żadne skrajności, więc nie sądzę,  żeby czytelnikowi o innym światopoglądzie, ten aspekt przeszkadzał w odbiorze czy zniechęcał do świata przedstawionego.
    Kwestie wizualnie i graficzne zazwyczaj nie mają dla mnie znaczenia. Może dlatego, że już nieraz zachwycałam się okładkami,  za którymi kryła się słaba treść. W tym przypadku szata graficzna odzwierciedla po prostu główny motyw, a delikatne zdobienia na stronach podkreślają, że mamy do czynienia z literaturą kobiecą. 


    Przyznaję, że czytało się bardzo szybko. Zapewne ze względu objętości i dynamiczny rozwój akcji. Umieszczenie kilku wątków oddalonych od siebie czasowo oraz przerzucanie narracji między postacie podsycała ciekawość. W momencie gdy dany rozdział się kończył i perspektywa przechodziła na kolejną postać, nie mogłam doczekać się momentu, aż z powrotem wrócę do punktu widzenia ów narratora, by poznać dalszy przebieg, nagle przerwanych wydarzeń. I tak w kółko...Osobiście najbardziej wciągnęła mnie najstarsza historia. Mimo, że niekoniecznie lubię powieści osadzone w I połowie XX wieku, tak w tym przypadku ta przedwojenna czasoprzestrzeń budowała urzekające tło. Najmniej porywający był teoretycznie główny, tworzący sposobność do wszystkich pozostałych, wątek dylematów ślubnych współczesnej bohaterki. Jak na moje nerwy zbyt przesadzony, histerycznie wybujały, ze szczyptą przesłodzenia i krystalicznej naiwności.  Jednakże, nie neguje, że komuś z większą tolerancją na słodki romantyzm przypadnie do gustu. Kolejną rzeczą do której się przyczepię, a co koniec końców, aż tak bardzo nie przeszkadzało mi w odbiorze całej powieści były oderwane lekko od rzeczywistości zbiegi okoliczności. Oczywiście, gdyby przyjąć, że nasz Anioł Stróż uległ modzie na robienie masy i wyrabianie formy, a z powodów, powiedzmy, konkurencji na rynku pracy,  zamiast ćwiczyć z Chodakowską, (bo przecież taka Chodakowska, na pewno ma już ekipę swoich Skrzydlatych, którzy w przerwie na lunch cichaczem, ochoczo wymachują hantlami) postanowił postawić na tradycyjny jogging, biegając nie tylko za nami, ale też za każdym kto jakkolwiek jest wpisany w nasz życiorys, by wręczyć mu łapówkę. W ten sposób przekupiony wkroczyłby na naszą ścieżkę idealnie wtapiając się w okoliczności niczym brakujący element, robiąc przy tym spektakularne wejście. Mimo wszystko, po pewnym czasie przestałam skupiać na tym swoją uwagę, wciągnięta po uszy w przebieg akcji.
    Książka z pewnością nie jest przewidywalna. W momencie, w którym byłam bliska rozwikłania puenty, sprawa przybierała niespodziewanego obrotu. Dużym atutem jest to, że niemal do samego końca dochodzą fakty o których nikt nie miał pojęcia,  nowe sploty wydarzeń dobudowywują akcję, dzięki czemu nie ma monotonii a ciekawość stale wzrasta. 
    Suknia ślubna jest jedną z lepszych pozycji wśród tytułów ze swojej kategorii. Stale stymuluje ciekawość czytelnika, prowadząc go do zakończenia ścieżkami zawiłymi, krętymi i nieoczywistymi. Pokusiłabym się o zarzut, że historia mogłaby być zdecydowanie bardziej rozbudowana. Nie przez jakieś luki w prowadzeniu wątków, ale przez grę na czas. Wtedy czytelnik miałby możliwość delektować się nią trochę dłużej niż dwa wieczory. 
__________
* Opis pochodzi od wydawcy.

5 komentarzy:

  1. nie moje klimaty :D chyba że do butli wina;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hahahaha, dobre :D ale wtedy relaks byłby po całości :P

      Usuń
  2. Czytałam tę książkę już jakiś czas temu i nie wiem czemu, ale mnie rozczarowała. Może dlatego, że cała ta historia była chyba za bardzo naciągana. Mnie też najbardziej wciągnął wątek Emily, z kolei najmniej wątek Charlotte.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się. W pewnych momentach nierealność biła po oczach. Co do wątku Emily to był zdecydowanie lepiej przemyślany. Podporządkowanie kobiet, emancypacja, rasizm, być czy mieć...nie obraziłabym się jakby autorka postawiła na ten jeden wątek i uczyniła z niego całościową powieść.

      Usuń
    2. Oj tak, zgadzam się w zupełności!

      Usuń