Fryderyki - nagrody polskiej akademii fonograficznej przyznawane od 1995 roku za dokonania na polu muzycznym, miały stanowić odpowiednik amerykańskiego Grammy na rodzimej ziemi. W wyobrażeniach obdarowany statuetką otrzymywał potwierdzenie, iż jego pozycja w branży jest ugruntowana, a on sam jest jednym z najbardziej cenionych artystów z dziedziny muzyki w kraju.
Odwołując się analogicznie do najważniejszej, amerykańskiej nagrody przemysłu muzycznego, można by domiemać, że otrzymanie Fryderyka to w założeniach dowód na posiadanie, nie tylko, olbrzymiego talentu, ale również ogromnej aprobaty słuchaczy. Zaś, prestiż nagrody należy utożsamiać ze wzrostem intratnych kontraktów na arenie estradowej. O tym, jak idealistyczne mrzonki przełożyły się na realia, opowiadać zbyt wiele nie trzeba. Rok w rok przed galą Fryderyków trwają polemiczne dyskusje na temat kontrowersji, jakie wzbudza ten event. Nie mniej jednak, szlachetne pobudki twórców o ''polskim Grammy" trzeba uhonorować. W końcu marzyć każdy może...
A jeśli już jesteśmy po Fryderykach i przy snuciu mniej lub bardziej realnych wizji, nie sposób nie wspomnieć o artystce, która na swoim koncie ma dziewięć statuetek z rąk ZPAV, a jednocześnie o marzeniach wie całkiem sporo.
Ania Dąbrowska w 2016 roku po czteroletniej przerwie wydawniczej pojawiła się z nowym albumem. Wokalistka, autorka tekstów i kompozytorka w jednym, od dawna przyzwyczaiła swoich fanów do materiału dość kobiecego, stawiając przy tym na wyważoną i stonowaną produkcję. Po delikatnie dekadenckim Bawię się świetnie, na którym artystka manifestuje świadomą dojrzałość emocjonalną przychodzącą wraz z doświadczeniami, nadszedł czas na odwet. Biorąc pod uwagę romantyczne uosobienie Ani, można by rzec, że jest to bardziej powrót do jej stanu naturalnego niż szalony wybryk. O ile na krążku z 2012 roku deklarowała: Naiwny uśmiech znikł, już go młodszym oddałam, tak tym razem wypowiada się o tej materii w zupełnie innym tonie. Na wstępie, jakby uprzedzając, zaznacza, iż jest to płyta dla marzycieli, a jakby tego było mało - naiwnych.
A więc, po takim postawieniu sprawy już na starcie zaczyna się robić trochę słodko, nieżyciowo , a stąd prosta droga do kiczu i banałów. Jakby przyjąć, że jest to wydawnictwo adresowane po prostu do marzycieli, sprawa wyglądałaby o wiele bardziej zachęcająco. W końcu metody dążenia do wyznaczonych celów są elementem niesłabnącego zainteresowania w czasach wiecznego wyścigu szczurów i ery ludzi (nie)zastąpionych, a człowiek bez projekcji własnych planów nie istnieje. Jeśli, jednak, rzecz ma ocierać się o naiwność to nie trzeba być socjologiem, by dojść do wniosku, że mówca motywacyjny z Dąbrowskiej marny.
Z naiwnością mamy ewidentny problem. Nie jest to cecha pożądana, jakkolwiek przydatna, szybciej prowadząca do zguby niż wartości dodatnich. Najkrócej mówiąc nikt nie chce być naiwny. Ale, każdy jest. Jedni przyznają się do niej otwarcie, uznając za nieodłączną towarzyszkę funkcjonowania w życiu. Drudzy unikają jej jak ognia przy określaniu samych siebie, lecz stają u jej progu, gdy zaczynają kierować się emocjami. Naiwność jest wpisana w wiarę, nadzieję i jakkolwiek byśmy nie próbowali daleko od niej nie uciekniemy.
Skoro ustaliliśmy, że album Dla naiwnych marzycieli jest dedykowany wbrew pozorom wszystkim, możemy bez poczucia wstydu sięgnąć i przekonać się w jakich kwestiach Ania Dąbrowska okazała się naiwnym marzycielem...
Gdy bez większego zaskoczenia zorientujemy się, że przyczyna leży w miłosnych zakamarkach duszy, pewnie zaczniemy zastanawiać się jakim sposobem trzydziestokilkuletnia matka dwójki dzieci dała zapędzić się w tak trywialny kozi róg. Uwzględniając, że artystce daleko do położenia nieskażonej doświadczeniami nastolatki, można przypuszczać, iż los pozwolił jej zweryfikować sielankowe wyobrażenia o związkach, a wszystkich książąt z bajki dawno posłać do zamku w Neuschwanstein. Dlatego, dochodzimy do wniosku, że owa postawa nie wynika z pogoni za niemożliwym, lecz z przyziemnych egzystencjonalnych potrzeb, bo żyć trzeba.
Wszystkie puenty już znam. Nie chcę patrzeć. Wiem, jak to się skończy(...)
- Nie patrzę
Tekstowo album to istna rozprawa Ani z samą sobą co do uczuć. Jesteśmy świadkami tego jak
dynamicznie unosi się nad ziemią w szczęśliwych, pełnych powszedniego spokoju nadziejach, tylko po to, by po chwili poznać smak porażki, pustki czy odrzucenia. Wewnętrzną walkę trafnie ilustruje pierwszy singiel – Nieprawda. Jest to doskonały przykład ukazujący jak bardzo człowiek jest zdolny do składania sobie postanowień, wiedząc w głębi duszy, ze i tak ich nie pokryje. Nieco pesymistyczny tekstowo utwór został połączony z rytmiczną warstwą muzyczną, przypominającą delikatnie o okresie fascynacją retro w karierze Ani.
Niczego po mnie nie widać, choć szybsze tętno mam(...) jeszcze będę się z tego śmiać tak się boję tego dnia
- Oddycham
Jak na Anie przystało, piosenkom ukazanym na płycie daleko do tanecznych, wpadającym w ucho niczym mantra, dźwięków. Jest to materiał popowy, jednak zdecydowanie bardziej do słuchania w odosobnieniu, niż w sytuacjach towarzyskich. Mimo to, utworom nie brakuje chwytliwości. Dynamiczny w wielu przypadkach refren połączony ze świadomie napisanym tekstem przykuwa uwagę słuchacza, jednocześnie nie pozbawiając piosenki szlachetności, a jedynie przełamując melancholijność. Dowodem na tego typu zabieg są nie tylko single Poskładaj mnie czy W głowie , lecz również m.in pozostawione w cieniu marketingu Bez Ciebie.
Sobą w końcu zajmij się, nie miej potrzeb i pragnień. Tyle siły w sobie masz od nowa jeszcze raz zaczniesz
- Staraj się nie czuć
Słuchając całego albumu trudno jest jednoznacznie wskazać, które z kompozycji są balladami. Prawie każdy numer nacechowany jest nutą refleksyjności, a przed chwilą wspomniana ''wybuchowość'' refrenów oraz tematyka przechodząca z radości w sumutek nadaje materiałowi słodko-gorzkiego klimatu.
Od strony tekstowej Dąbrowska w utworze Naiwny marzyciel staję się, jako podmiot liryczny, osobą pełną nadziei na przyszłość, łatwowiernie snuje idealistyczne plany w sferze relacji damsko-męskich oraz ukazuję piękną, nieskażoną zawodem miłość. Po to by równocześnie stworzyć piosenki przepełnione smakiem porażki w tejże delikatnej materii co dokładnie prezentuje przedostatni utwór ''Staraj się nie czuć''. Można by powiedzieć, że artystka odsłania dwie kontrastujące ze sobą postawy – tytułowej, odmienionej już przez wszystkie przypadki sielankowej naiwności i wiary w lepsze, bądź równie dobre jutro oraz głosu rozsądku i podszeptów zwątpienia. Wszystko to sprawia, iż płyta nie jest ani odrealniona ani kiczowata. Wszystkie elementy składające się na całość utworów doskonale się równoważą. Inną zaletą twórczości Ani Dąbrowskiej jest spersonalizowanie. Nie skupia się ona na opisywaniu konkretnych historii lub sytuacji, lecz przedstawia czyste emocje. Pozwala to słuchaczowi na osobistą interpretacje utworów.
Dla naiwnych marzycieli w całości zawiera dziesięć pozycji. Jednak, z myślą o wytrwałych została przygotowana limitowana wersja albumu poszerzona o osiem piosenek. Są to dodatkowe utwory, wersje akustyczne lub remiksy już powstałych lub anglojęzyczne wersje demo.
Ania Dąbrowska w swoich działaniach nie kieruje się wyrachowaniem, dążącym do podbijania list przebojów czy zdobywania nagród. W stworzonych przez nią utworach dominuje szczerość, prostota, niewymuszona melodyjność na rzecz dobra utworu, a nie sukcesu komercyjnego. Od lat konsekwentnie kreuje swój własny styl, nie pozostawia wątpliwości co do kierunku muzycznego, którym podąża. W związku z tym jedyne co może zrobić słuchacz to ustosunkować się, czy proponowana przez nią estetyka mu odpowiada.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz